Kwiecień 2022 r.

Rozmawiam z Krystyną Olichwier, logopedą, wieloletnim pracownikiem Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej nr 9 w Warszawie, przy ul. Radomskiej 13/21.

Dzień dobry, Krysiu. Znamy się od 35 lat i nie przyszłoby mi do głowy, że będę przeprowadzała z Tobą wywiad. Ponieważ redaguję zakładkę „Historia i ludzie” na stronie internetowej naszej Poradni, chciałabym poprosić Cię o chwilę wspomnień, bo niewątpliwie wpisujesz się w tę historię złotymi zgłoskami. Pracowałaś na Radomskiej 42 lata, od 1970 roku. To przecież działo się w ubiegłym stuleciu. Mimo wszystko – zupełnie inna rzeczywistość. Kiedy podjęłaś decyzję, że chcesz w przyszłości zostać logopedą? Czy jako dziecko, nastolatka, miałaś też inne plany i pomysły na życie? Dziewczynki często chcą być nauczycielkami, pielęgniarkami albo piosenkarkami.

Decyzję o wyborze zawodu podjęłam w czasie studiów polonistycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Wówczas zainteresowałam się logopedią jako nauką i dyscypliną zawodową. W dzieciństwie raz chciałam być lekarką, aby leczyć dzieci, innym razem chciałam być nauczycielką, aby uczyć dzieci. Z tych dwu dziecięcych pragnień narodziła się później decyzja o wyborze zawodu logopedy, czyli nauczyciela zajmującego się kształtowaniem mowy oraz usuwaniem jej wad i nieprawidłowości.

Czy możesz opowiedzieć o początku swej pracy logopedy?

Zawodu logopedy nauczyłam się w placówce Służby Zdrowia w Poradni Otolaryngologicznej w Warszawie przy ul. Oczki. Tam odbyłam roczny staż w latach 1967-1968, zebrałam materiały do pracy magisterskiej i nabyłam umiejętności do prowadzenia ćwiczeń logopedycznych. W tej poradni przez rok, w formie wolontariatu, prowadziłam terapię zaburzeń mowy u dzieci. W listopadzie 1968 r. uzyskałam etat logopedy w Poradni Zaburzeń Mowy przy ul. Skolimowskiej w Warszawie.

Czy pamiętasz swój pierwszy dzień w pracy, kiedy byłaś już samodzielnym logopedą?

Dobrze pamiętam mój pierwszy dzień pracy, to było 6 listopada 1968 roku właśnie przy Skolimowskiej. Pamiętam poradnię, koleżanki, życzliwe przyjęcie. Czułam się bardzo szczęśliwa, spełniły się moje marzenia.

Pracując przez ponad 4 dekady w jednej placówce oświatowej, z pewnością zaobserwowałaś zmiany zachodzące w swoich klientach-dzieciach i ich rodzicach. Czy kiedyś praca logopedy była łatwiejsza? Jakie były pomoce dla specjalistów?

Praca logopedy jest pracą ciekawą, twórczą, ale niełatwą. Ćwiczenia polegają na wykonywaniu wielokrotnych powtórzeń przerabianego materiału słownego. To czasami powoduje u dzieci, zwłaszcza młodszych, zmęczenie, zniechęcenie, nawet opór. Dlatego należy stosować różnorodne metody pracy oraz atrakcyjne dla dzieci pomoce do ćwiczeń. Problemy narastają w czasie zajęć z dziećmi z ADHD, którym często trudno jest skupić się na wykonywanym zadaniu. Także poważne zaburzenia mowy, spowodowane na przykład wadami anatomicznymi, czynią terapię logopedyczną trudniejszą, wymagającą pracy przez długi czas i niejednokrotnie współpracy kilku specjalistów.

W latach siedemdziesiątych wyposażenie gabinetu logopedycznego było raczej skromne, a wiele pomocy wykonywałam sama. To czasami wymagało nie lada pomysłowości, aby korzystając z samodzielnie przygotowanych pomocy (układanki obrazkowe, loteryjki, rebusy itp.) przeprowadzić zaplanowane zajęcia. Gabinet logopedyczny musiał być oczywiście wyposażony w lustro do ćwiczeń z dziećmi. Niezbędny był także komplet szpatułek i watotrzymaczy oraz kwestionariusz obrazkowy do badania mowy. Korzystałam z materiału słownego zawartego w książce Jak usuwać seplenienie i inne wady wymowy autorstwa D. Antos, G. Demel, I. Styczek oraz w Świerszczyku –.ilustrowanym tygodniku dla dzieci. Przydawały się też akcesoria do ćwiczeń oddechowych – baloniki, waciki, piórka, piłeczki, które najczęściej pochodziły z domowych zapasów i słomki do robienia bąbelków w szklance wody, czy aparaty do baniek mydlanych. Nawiązywanie kontaktu słowno-emocjonalnego z dziećmi ułatwiały najprostsze zabawki typu pluszaki, klocki, piłki, samochodziki oraz papier i kredki. Zawsze wzruszało mnie przywiązanie dzieci właśnie do tych mniej atrakcyjnych zabawek: do misia-przytulanki, zwykłego samochodziku, piłki, ulubionej książeczki. Dzięki szczególnej zapobiegliwości pani Krystyny Dąbowej – ówczesnej dyrektor Poradni, został zakupiony Echo-korektor mowy, wykorzystywany do pracy z dziećmi jąkającymi się. Osobiście jeździłam do Lublina po odbiór tego urządzenia autorstwa prof. Bogdana Adamczyka z UMCS. Od lat dziewięćdziesiątych na rynku znajduje się bardzo dużo atrakcyjnych, pomysłowych i kolorowych pomocy do ćwiczeń logopedycznych. Dzieci chętnie z nich korzystają.

Odnosząc się do rodziców, pamiętam, że w latach siedemdziesiątych, wielu z nich nie posiadało odpowiedniej wiedzy na temat wpływu zaburzeń mowy na sukcesy szkolne ich pociech. Równie często nie zdawali sobie sprawy, jak stresujące dla dzieci z problemami logopedycznymi mogą być kontakty z rówieśnikami. W tamtych latach z inicjatywy poradni, szkół i przedszkoli organizowano pogadanki dla rodziców prowadzone przez psychologów, pedagogów i logopedów. Dzięki temu rodzice zdobywali wiedzę dotyczącą rozwoju psychofizycznego dzieci, ich dojrzałości do podjęcia nauki szkolnej i na tematy wychowawcze.

W obecnych czasach wielu uczniów uczęszcza na różnego rodzaju zajęcia pozalekcyjne, a ich nadmierna ilość powoduje przemęczenie u dzieci. Zapracowani rodzice często nie zdają sobie sprawy, że dzieci są przeciążone i odbija się to na ich zdrowiu. Równie często nie mają świadomości, iż zbyt mało czasu poświęcają dzieciom, a one boleśnie to odczuwają. Brak wystarczającej opieki i kontroli rodzicielskiej sprzyja nadmiernemu korzystaniu z urządzeń elektronicznych, co ujemnie wpływa na rozwój psychiczny dzieci, na naukę oraz przyczynia się do ograniczenia kontaktu z rówieśnikami, a nawet izolacji. Najniebezpieczniejsze jest uzależnienie od Internetu i gier komputerowych, które z powodu swej atrakcyjności, stają się głównym celem dziecięcej aktywności.

Byłaś wszechstronnym pracownikiem Poradni, bo oprócz pracy stricte logopedycznej, prowadziłaś też muzykoterapię dla dzieci z ADHD oraz wspólnie z Anią Biernacką zajęcia przygotowujące „zerówkowiczów” do nauki czytania i pisania, które są kontynuowane do dziś pod nazwą „Od przedszkolaka do żaka”. Co możesz powiedzieć o swoich doświadczeniach, wynikających z tej działalności?

Zajęcia dla „zerówkowiczów” prowadziłam wspólnie z Anią Biernacką przez 8 lat. Celem terapii było wypracowanie u dzieci sześcioletnich gotowości do nauki czytania i pisania. Poprzez odpowiednie ćwiczenia usprawniane były funkcje słuchowe, koordynacja wzrokowo-ruchowa, sprawność motoryczna ręki oraz osiągnięcie odpowiedniej do wieku orientacji w schemacie ciała i orientacji przestrzennej. Położono też duży nacisk na stymulowanie rozwoju mowy, wzbogacanie zasobu słownikowego i poprawności językowej oraz budzenie aktywności twórczej dziecka. Uważam, że tego typu zajęcia są bardzo ważne. Pozwalają dobrze poznać dziecko i jego możliwości rozwojowe, a po konsultacji z psychologiem właściwie ocenić przygotowanie dziecka do podjęcia nauki szkolnej.

Trudności z jakimi spotykałam się w ostatnich latach mojej działalności zawodowej, to problemy w pracy z dziećmi nadpobudliwymi psychomotorycznie lub poważnie zaniedbanymi przez środowisko rodzinne (zapracowani lub samotnie wychowujący rodzice, trudne warunki zdrowotne czy materialne w rodzinie). To zainspirowało mnie do poprowadzenia zajęć muzykoterapeutycznych dla dzieci z ADHD i z problemami logopedycznymi. Celem terapii była zmiana nieprawidłowych zachowań psychofizycznych, takich jak: nadpobudliwość ruchowa i emocjonalna oraz trudności w skupieniu uwagi. Ponadto nabycie takich umiejętności, jak: nawiązywanie kontaktów z rówieśnikami, porozumiewanie się, współdziałanie. Położono także nacisk na rozwijanie aktywności twórczej dzieci poprzez budzenie zainteresowań muzycznych wzbogaconych plastyką i literaturą. Dzieci bardzo chętnie uczęszczały na te zajęcia. Efektem terapii było zniesienie napięcia fizycznego oraz psychicznego, wyciszenie, zmiany w zachowaniu, poprawa samopoczucia i dowartościowanie.

W ciągu ostatnich dwóch lat żyliśmy w bardzo trudnej rzeczywistości, zmagając się z epidemią COVID-19. Tobie przyszło pracować w czasie stanu wojennego od 13 grudnia 1981 roku do lipca 1983, kiedy został ostatecznie odwołany. Jakie masz wspomnienia z tamtego okresu? Sklepy świeciły pustkami, obowiązywała godzina milicyjna. Często zrobienie podstawowych zakupów wymagało stania w „kilometrowych” kolejkach. A bony żywnościowe, potocznie nazywane kartkami, na mięso, cukier, masło i inne produkty wymuszały precyzyjne przemyślenie i planowanie zakupów. Czy koleżanki wspierały się wtedy? Określenie solidarność wywodzi się przecież z lat osiemdziesiątych.

Trochę refleksji. Pamiętam, że kłopoty zaopatrzeniowe pojawiły się w naszej polskiej rzeczywistości pod koniec lat siedemdziesiątych, a nasiliły się znacznie w latach osiemdziesiątych. To były bardzo trudne czasy.

Zdobycie podstawowych artykułów żywnościowych (także przemysłowych) bywało nie lada wyczynem. Wymagało często wędrowania po mieście w poszukiwaniu sklepów, do których właśnie „rzucono” towar. Niejednokrotnie trzeba było stać w długich kolejkach, niepokojąc się, czy dla wszystkich starczy towaru.

Tak, wspierałyśmy się. Czasami dzieliłyśmy się kartkami żywnościowymi lub wymieniałyśmy tak zwane produkty deficytowe np. szampon na papier toaletowy. Częściej wymieniałyśmy między sobą ubrania dla naszych dzieci, książki, podręczniki, zabawki, sprzęt sportowy i kostiumy karnawałowe na dziecięce bale w przedszkolach.

Pracując wiele lat w jednej placówce miałaś kontakt z różnymi specjalistami i co najmniej z kilkoma dyrektorami. Jakie cechy, Twoim zdaniem, sprzyjają zarządzaniu placówką oświatową? Jest to niewątpliwie bardzo odpowiedzialne zadanie.

Tak! Niewątpliwie zarządzanie placówką oświatową jest bardzo odpowiedzialnym zadaniem. Dyrektor powinien być dobrym organizatorem, odważnie podejmować trudne decyzje, skutecznie współpracować z władzami oświatowymi. Powinien dobrze znać swoich pracowników, ich umiejętności zawodowe, zainteresowania i pasje, które mogą być wykorzystywane przy realizacji zadań i obowiązków. Dyrektor placówki powinien zabiegać o stworzenie życzliwej i koleżeńskiej atmosfery w środowisku pracowniczym, która sprzyjałaby takiemu pokierowaniu zespołem ludzkim, aby jego członkowie nawiązali twórczą współpracę w realizacji zamierzonych celów. Praca zaś na rzecz dobra dziecka i jego rodziny dawałaby im dużą satysfakcję.

W naszej Poradni pracowała przed laty Twoja siostra, Basia. Teraz też mamy w zespole rodzeństwo. Czy codzienny kontakt w sekretariacie ze starszą siostrą nie był czasem trudny dla Ciebie? Basia była Osobą wymagającą od siebie i innych.

W Poradni na Radomskiej pracowałam przez 27 lat z moją rodzoną siostrą Basią. Kiedy myślę o tamtych latach, wydaje mi się to bardzo naturalne. Basia była pracownikiem sekretariatu, ja zajmowałam się terapią logopedyczną. W Poradni byłyśmy koleżankami i obowiązywały nas układy koleżeńskie. Pokrewieństwo nie miało żadnego niekorzystnego wpływu na wykonywaną przez nas pracę. W czasie ciężkiej choroby Basi oraz po jej śmierci doświadczyłam ogromnego wsparcia ze strony Dyrekcji – Steni Karolak i Jurka Smorowskiego oraz całego zespołu koleżeńskiego. Cieszę się, że teraz jeszcze raz mogę im wszystkim podziękować. Takiego dobra nigdy się nie zapomina. Dziękuję!

Powoli zbliżamy się do końca wspomnień. Powiedz, jaki był dla Ciebie najprzyjemniejszy czas w Poradni? Czy to korzystnie pracować w jednym miejscu tyle lat?

Tak! Moim zdaniem tak. W Poradni na Radomskiej pracowałam przez 42 lata do momentu przejścia na emeryturę w 2012 roku. Byłam jednym z pierwszych logopedów zatrudnionych w placówce oświatowej. To mnie przypadło organizowanie opieki logopedycznej dla dzieci z dzielnicy Ochota. Prowadziłam terapię w Poradni, badania przesiewowe w placówkach, udzielałam porad specjalistycznych rodzicom i nauczycielom. Należałam do zespołu ludzi, którzy współtworzyli i zmieniali oblicze Poradni. Nigdy nie myślałam o pracy w innej placówce. Przez te wszystkie lata dobrze czułam się w naszym poradnianym środowisku. Pracowałam z ciekawymi, przyjaznymi i życzliwymi ludźmi. Wszyscy służyliśmy sobie wsparciem i pomocą w trudnych momentach i w życiu codziennym. Przyświecał nam ten sam cel, aby nieść pomoc dziecku i jego rodzinie. Długie lata pracy w Poradni na Radomskiej są dla mnie bardzo cenne.

Latem 2012 roku przeszłaś na emeryturę. Pamiętam pożegnanie na Radzie Pedagogicznej. Bardzo to, Krysiu, przeżywałaś, ale chciałaś jednak, byśmy słodko Cię wspominali. Mimo zmęczenia, bo przecież w przeddzień Rady wróciłyśmy późnym wieczorem z Częstochowy, upiekłaś Twój pyszny sernik. Przypuszczam, że trudno było po tylu latach, zakończyć aktywność zawodową. Jakie swoje pasje, zainteresowania możesz realizować na emeryturze?

Od prawie 10 lat jestem na emeryturze. Bardzo trudno było mi rozstać się z Poradnią – z koleżankami, z dziećmi i ich rodzicami, także z Poradnią jako miejscem, w którym pracowałam prawie całe moje życie zawodowe. Na emeryturze wróciłam do pasji czytania książek, rozwinęłam zainteresowania historyczne, zwłaszcza historią Polski. Kontynuuję moje zainteresowania muzyką operową i teatrem. Przed pandemią lubiłam wyjeżdżać na krajowe i zagraniczne wycieczki. Teraz lubię spacerować po moim Ursynowie, jestem z nim bardzo związana i zachwycam się moją dzielnicą nieustannie. Nie zapominam o Ochocie, każda wizyta w tej dzielnicy to powrót do wspomnień z przeszłości.

Bardzo dziękuję za to, że zechciałaś się podzielić swoimi wspomnieniami. Z Twoich przemyśleń rodzi się ważne przesłanie. Praca powinna być nie tylko źródłem utrzymania, ale również satysfakcji z podejmowanych działań. Może nieść wiele dobra dla innych, zwłaszcza w takiej placówce jak Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna. Mam nadzieję, że do zobaczenia wkrótce na Radomskiej.

Ja też bardzo dziękuję i czekam na spotkanie.

Wywiad przeprowadziła

Maria Saternus-Maj